Ja tam nie wiem o co wam chodzi z tym stopem w Hiszpanii. Sympatyczny Rumun wysadził nas na stacji chyba jeszcze na południu Francji skąd po 20 minutach złapaliśmy parę Hiszpanów jadącą gdzieś ze 100 km od miasta, poprosiliśmy by wysadzili nas na stacji. Było już ciemno, mało samochodów ale po kolejnych 20-30 minutach zagadani dwaj Hiszpanie wzięli nas bez problemu do samego celu. Nie jestem pewien czy nie zrobiliśmy tego na 3 stopy, nie pamiętam, za dużo tego na raz - może Paulina uściśli.
Wyjazd z Barcelony to w ogóle był hardcore - było nas trzech facetów (Joncek, Korba i ja), wysiedliśmy na ostatniej stacji metra niedaleko autostrady i w trakcie ogarniania mapy zacząłem machać łapą - po chwili podszedł do nas gość i powiedział że za chwilę jedzie do Andory i może nas zabrać i żeby czekać. Nie budził zaufania i nie wracał, za to pojawiła się reszta ekipy więc ruszyliśmy z buta wzdłuż autostrady, była stacja, pytam, Korba, khem, jest w toalecie, Joncek stoi z kartką, chwila rozmowy i stop do Manresy złapany. Na następnej stacji może 10 minut i dwóch Hiszpanów podrzuciło nas dalej, na jeszcze następnej to samo. Cały czas trzech chłopa. Tam utknęliśmy, ale było późno, ciemno i rzut beretem od Andory z 2x tańszą benzyną. Ludzie których pytalismy byli bardzo przyjaźnie nastawieni, jeden samochód zatrzymał się na środku ulicy gdy Korba machał
, ale nikt nie jechał w stronę Andory.
Jedyna mniej przyjemna sytuacja - zagadana sliczna hiszpanka powiedziała świetną angielszczyzną że owszem jadą do Andory ale jej chłopak "is difficult person"
i musi z nim pogadać, nie zgodził się świnia, no ale...
W końcu Korba wlazł pod jakąś kamerę i przyjechała ochrona że tam nie wolno chodzić - poprosilismy żeby nas kawałek podwieźli, wyrzucili nas w jakiejś ciemnej dupie ale mielismy tym razem już ewidentnego farta, machnąłem ręką i zatrzymał się jadący do dziewczyny w Andorze Hiszpan furgonetką, podrzucił nas i luz.
Wracając uzylismy jednego stopa, Białorusin mieszkający w Francji wziął nas i Iwonę we czwórkę (też późna godzina i ciemno) no ale za to mógł nakupić więcej tanich fajek więc jest to zrozumiałe :p
W ogóle na tym wyjeździe pierwszy raz łapałem stopa zagadując do ludzi na stacjach, stwierdzam że jest to mega skuteczne, po pierwsze w 99% przypadków rozmówca nas nie olewa tylko wciąga się w rozmowę, wtedy pokazujemy że jesteśmy tylko nieco zagubionymi podróżnikami, sympatycznymi i kulturalnymi i jeśli ktoś jedzie w naszą stronę to w najgorszym przypadku głupio mu odmówić i bierze nas ze sobą
Częściej ludzie po prostu chcą pomóc jesli nie robi im to większej różnicy, a nie robi. Rozmawiając łatwiej zdobyć zaufanie niż stojąc na poboczu. To naprawdę działa, niezależnie od narodowości.
Najcięższy okres mieliśmy w Polsce, od 10 rano do 2 w nocy przemieściliśmy się z Pauliną z Krakowa do Zgorzelca. Pierwszego stopa łapaliśmy z półtorej godziny (za to koleś wziął od razu cztery osoby, mnie i Kondzia w... chłodni
A co się napiliśmy w Zgorzelcu śliwowicy z herbatą to nasze
).
Na razie tyle, mozna by pisać o tym wszystkim długo długo ale post rozrósłby się do jakiś niesamowitych rozmiarów więc na razie sobie daruję :p