Strona 3 z 5

Re: Podsumowanie - Sylwester 2011

PostNapisane: 7 sty 2011, o 01:33
przez .Bu
ja też francuzów będę bronić
Francja to jedyny kraj (do tej pory) w jakim już kilka razy mi się zdarzyło że ludzie sami podchodzili zapytać się dokąd jadę. Poza tym dwa razy ludzie którzy mnie wieźli sami zaproponowali żebym u nich nocowała. I ogólnie pozytywnie nastawieni na branie ludzi. Tylko te bariery językowe czasem... choć w moim przypadku sprawiają, że mam ochotę francuski ustawić jako kolejny język na liście tych do nauczenia się.

Re: Podsumowanie - Sylwester 2011

PostNapisane: 7 sty 2011, o 01:54
przez Raziel89
No tak to niestety jest z tymi "pudlami" francuskimi co to z nosem pod sufitem chodzą. Chociaż miło słyszeć, że są i tacy, którzy sami podchodzą i sie pytają gdzie podwieźć.
Ja się obawiałem tej Francji, ale ostatecznie stanęło na tym, że do Francji (Mullhouse) dojechaliśmy z Zurychu z Hiszpanami, a całą Francje pokonaliśmy z Rosjaninem. A droga powrotna - cała Francja i część Niemiec z Polakami tirami.
Ja jako że nie mam najlepszych (albo inaczej, są dobre, ale nie świetne) doświadczeń z Niemcami, to do samego wyjazdu się śmiałem że po drodze do Barcelony są do pokonania 2 problemy: 1. Niemcy, 2. Francja. A największym problemem de facto okazała się Hiszpania o.O. Ale nie ma co gadać ze ten kraj taki a ten taki, to wszystko kwestia ludzi jakich się spotka. Jak ktoś ma pecha to i w autostopowym raju będzie czekał długo :D

Re: Podsumowanie - Sylwester 2011

PostNapisane: 7 sty 2011, o 10:36
przez Thieru
Również uważam, że z wszystkich krajów po drodze najtrudniejszą barierą była... Hiszpania. Koleżanka z Erasmusa hiszpańskiego powiedziała, że w całym kraju panuje tam ogólne przekonanie, że stopowicze to brudasy, alkoholicy, narkomani, gwałciciele, żule generalnie, więc dlatego machali nam palcem na nasz widok albo w ogóle nie było żadnej reakcji. Gdyby nie pomoc obcokrajowców, nie wiem jakbyśmy się z tej nieszczęsnej stacji Shella pod Barceloną wydostali :?
We Francji bez problemu, pod warunkiem że się wydostaniesz na tę drogę co trzeba, bo już drugi raz podczas przejazdu przez Francję ktoś na wyrzucił na nie tej trasie co trzeba było. Na szczęście zawsze znajdował się ktoś życzliwy, kto by nam pomógł w trudnej sytuacji (jak ludzie koło Strasburga, pytamy się, czy możemy się z nimi wziąć do Francji, a oni: no pewnie, czemu nie?) :)
Niemcy też zawsze jakoś szybko były pokonywane, pod warunkiem że jesteś na dobrej trasie. Jak ktoś wywiezie Cię do trójkąta niemieckiego (Mannheim, Frankfurt am Main, Karlsruhe) no to kaplica, szanse wyjechania stamtąd do Francji maleją w dramatycznym tempie.

W ogóle w porównaniu do reszty Europy Polska to dla nas raj - zawsze jak jechałem, czy to sam, czy z ekipą mniejsza lub większą, nie przypominam sobie, żebym gdzieś stał dłużej niż godzinę.

Re: Podsumowanie - Sylwester 2011

PostNapisane: 7 sty 2011, o 13:05
przez mapoxi
maniek napisał(a):
mapoxi napisał(a):Bilans strat, nie okradziony, jedyna strata to drewniany kij od miotły, na którym miałem flagę ;)

czy to Twoja flaga z orłem? bo taką znalazłem na plaży.


Nie, najśmieszniejsze, flagę mam, nie mam tylko kija :D

Ale w takim razie mam po co wracać do Barcy ;)

Re: Podsumowanie - Sylwester 2011

PostNapisane: 7 sty 2011, o 16:30
przez AdamAdam
Spostrzeżenia:

1) Najlepszy sylwester w moim życiu

2) Organizacyjnie trochę nie wyszło ale nie o to chodziło, to w końcu autostop. Ja dziękuje Pawłowi chociażby za samą próbę ogarnięcia tego chaosu i za podjęcie decyzji o tym wyjeździe, dzięki czemu trafiliśmy do Barcelony

3) Jak ja nie lubię Niemców...

4) Jesteście zajebiści

Re: Podsumowanie - Sylwester 2011

PostNapisane: 7 sty 2011, o 17:06
przez blueberries
a ja Was uwielbiam i uwielbiam Barcelonę i drogę 'w te i spowrotem',kierowców i spotykanych po drodze fantastycznych ludzi,stanie na stacjach, masę śmiechu, zwiedzanie po drodze, noclegi u cudownych ludzi, szukanie wina w środku nocy, imprezę na dworcu, nasz przytulny 'kącik', zabawy na plaży, brak snu i wygląd zombie, integrację, podbicie Barcelony przez Polaków :D, wchodzenie w każdym miejscu gdzie byliśmy na masę wzgórz (uwielbiam widoki miast z góry), camembert i jedzenie! ;D, życzliwośc wszystkich (kanapki na stacji za 80 zł ;)), zmienianie co chwilę planów i spontaniczne spotykanie się gdzieś, bo 'ej mamy nocleg;D'.
a Bartek weź ogarnij promy bo jedziemy do Honolulu ;D
I było CIEPŁO! mimo deszczu i tak było ekstra, i tak bardzo mi się nie chciało na zimny wschód wracac..

jedyne czego żałuję to tego, że to wszystko nie trwało dłużej ! :)

Re: Podsumowanie - Sylwester 2011

PostNapisane: 7 sty 2011, o 18:44
przez łysy-gnom-rambo
maniek napisał(a):aha, i nie ma wrzątku na stacjach, same automaty.

Chyba z Niemcami Ci się pomyliło ;) Zwłaszcza, że sam dla nas wrzątek na stacji we Francji załatwiłeś :P
Organizacyjna klapa - Paweł się do tego nie nadaje, ale gdyby nie on, nie byłoby takiego odzewu i w ogóle nie wiem, czy odbyłaby się ta cała impra - raczej byśmy się podzielili na jakieś grupki i każda pojechałaby gdzieś indziej, dużo osób zostałoby w Pl, brrr. No i takie tam :D
Ogólnie to było super! :D
Nawet chyba wreszcie założę bloga którego już od dawna planuję, opiszę podróż, spostrzeżenia i takie tam. Może komuś kiedyś się przyda. :roll:

Re: Podsumowanie - Sylwester 2011

PostNapisane: 8 sty 2011, o 21:57
przez Marzena89
Francję przejechało mi się w porządku, kimałam na stacjach (nie trafiłam na zamykaną na noc). Francuzi uśmiechali się i sami podchodzili zagadać, ale nie rozumiem ich świergotu i trochę na tym traciłam. Sami też zapraszali, żeby ogrzać się na stacji. Parę osób proponowało coś do jedzenia/picia, bo nie mogli podwieźć, bo jechali w innym kierunku. Natomiast w Niemczech kminią angielski (ale i ja kminię niemiecki), omijali nas wzrokiem, "uciekali", kible płatne i jakoś nie wyobrażam sobie kimania w tych kiblach z tej śmiesznej sieci (za to w karlsruhe pracownik burger kinga proponował nocleg piętro wyżej, z którego nikt nie korzysta w nocy, tylko nie skorzystałyśmy bo miałyśmy tira jadącego całą w noc do Valence). Na razie tylko 2 razy jechałam z Niemcami, ale ogólnie mało jeździłam stopem do tej pory ;p

Jak wydostawaliście się z Barcelony? My w 10 osób kręciliśmy się a to gdzieś tam autobusem, a to pociągami podmiejskimi, a ostatecznie pojechaliśmy pociągiem w okolice Girony i szliśmy 10-15km do stacji benzynowej autostradzie, ale było mega śmiesznie i towarzyszył nam Don Simon. Rano jak zaczął się ruch to szybko się stamtąd wydostaliśmy ;)